niedziela, 25 sierpnia 2013

Śpiąca królewna - recenzja

Dla kogo: dla dzieci
Kto zrobił: Disney
Motyw przewodni: miłość od pierwszego wejrzenia, księżniczki
Rok produkcji: 1959


Bajka przedstawia dobrze znaną historię. Na chrzcinach królewny Aurory w trakcie obdarowywania jej prezentami przez trzy wróżki pojawia się Diabolina, która rzuca na dziecko klątwę. Jeżeli ukłuje się igłą przed swoimi szesnastymi urodzinami, zapadnie w głęboki sen. Od tego czasu nieświadomą niczego dziewczynę wychowują wróżki, nieskutecznie próbując uchronić ją przed nieszczęściem.
Jako jedną z największych zalet Śpiącej Królewny należałoby wymienić animację, która niegdyś musiała dalece odróżniać się od przeciętnej. Muszę też przyznać, że ku mojemu zaskoczeniu nie nudziłam się, mimo że przedstawioną historię znałam bardzo dobrze od dzieciństwa. Fabuła obejmuje dodatkowe szczegóły, dzięki czemu bajkę ogląda się z zainteresowaniem.
Dla zwolenników starych animacji Disneya moja opinia może być zaskakująca, ale nie jest to bajka którą uznałabym za edukacyjną. Bo czego tak naprawdę miałaby uczyć? Zgodnie ze schematem powtarzającym się w wielu bajkach, Aurora bez zastanowienia zakochuje się w dopiero co poznanym księciu. Wróżki nie obdarzają jej na przykład mądrością, ale za to urodą i śpiewem. Natomiast gdy popełniają błąd uciekają od odpowiedzialności usypiając cały zamek. Niewiele tu wzorów do naśladowania.
Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze doświadczenia z innymi animacjami powstałymi w podobnym czasie i oczywistą fabułę, ostatecznie bajka okazała się lepsza niż się spodziewałam. Jednak nie na tyle, bym szczególnie ją doceniła. Dlatego moja ocena końcowa wynosi 4-.
- tlenka

Zawsze, kiedy próbuję ustosunkować się do klasyków animacji, staram się ważyć słowa, pisane, czy też mówione. Jednak podczas rozmyślań na temat Śpiącej królewny, muszę zastanowić się dwa razy. Przyszło mi się bowiem zmierzyć z produkcją, która urosła do rangi największych dzieł złotego okresu Disneya. Budżet w wysokości 6 milionów dolarów, był jak na ówczesne czasy absolutnym rekordem w świecie animacji. Jednocześnie jest to ostatni film, którego produkcją zajmował się osobiście sam Walt Disney.
Myślę, że najlepszym słowem na zwięzły opis królewny jest „nierówna”. Zacznijmy może w takim razie od zalet. Przede wszystkim strona wizualna. Nawet dzisiaj, po ponad pięćdziesięciu latach od premiery, królewna jest naprawdę śliczna. Mnóstwo detali, piękne tła, dbałość o animację bohaterów – wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat i jest częścią magii starych produkcji spod znaku myszki Miki. Do tego świetnie skomponowana muzyka, będąca wariacją baletu Piotra Czajkowskiego, która sprawia, że odbiór animacji jest czystą przyjemnością.
Na plus wyróżniają się postaci drugoplanowe – wróżki, królowie i przede wszystkim Diabolina – jeden z moich ulubionych czarnych charakterów w historii animacji. Tutaj docieramy powoli do wad królewny. Główni bohaterowie. Są nieciekawi, mają banalne charaktery. Aurora jest ładna i potrafi śpiewać, książę Filip macha mieczem, jeździ na koniu i okazjonalnie coś powie. I to by było na tyle. Oczywiście jest to prosta opowieść o walce dobra ze złem, skierowana do najmłodszych widzów, ale odrobina ubarwienia głównej pary na pewno wyszłaby na dobre. 


Również fabuła ma lepsze i gorsze momenty. Przede wszystkim nieco dziwne jest tempo prowadzenia opowieści. Wydarzenia pojawiają się dość niespodziewanie, burząc dynamikę narracji, lecz może to być moje subiektywne wrażenie. Nie mogę też wychwycić morału, innego niż „nie bądź zły”, co jest nieco płytkie, nawet jak na historię dla kilkuletnich dzieci.
Nie owijając w bawełnę – Śpiąca królewna to fabularna miernota, ale przepiękna warstwa estetyczna i świetni bohaterowie drugoplanowi sprawiają, że można poczuć tę szczyptę magii starszych filmów Disneya. Jeśli zatem nie oczekujesz opowieści najwyższych lotów (kto zresztą nie zna tej historii), polecam powrót do wspomnień z dzieciństwa. Lub jeśli jakimś cudem nigdy nie oglądałeś królewny, również polecam przekonać się na własne oczy jak piękne były bajki pół wieku temu. Moja ocena to czwórka z plusem.
- tlen 

Ocena końcowa: 4/6

Plusy:
- strona wizualna

Minusy:
- mała edukacyjność
- standardowe charaktery głównych postaci

Podobne animacje:
Kopciuszek
Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków
Księżniczka Łabędzi
Aladyn
Mała syrenka



wtorek, 20 sierpnia 2013

Samoloty - recenzja

Dla kogo: dla wszystkich, ale głównie dla dzieci
Kto to zrobił: Disney Toon Studios
Motyw przewodni: od zera do bohatera
Rok produkcji: 2013



Samoloty są dość rzadkim przykładem spin-offu w świecie animacji. Czy jednak mają aż tak wiele wspólnego z Autami? Cóż, nie do końca. Przede wszystkim Samoloty są zrealizowane przez wytwórnię Disney Toon Studios, a nie przez Pixara, tak jak ich naziemni koledzy. I o ile nie jestem jedną z tych osób, które przydzielają Pixarowi wyłączne prawo do tworzenia dobrych animacji, o tyle muszę przyznać, że Toon Studios nie podjęło rękawicy. 

Fabuła i konstrukcja świata jest znacznie uproszczona, nie tylko w porównaniu do aut, ale również w zestawieniu z innymi lepszymi animacjami ostatnich lat. Otóż mamy tu historię „od zera do bohatera” i właściwe nic ponad to. Postaci są napisane poprawnie, jednak niczym nie zaskakują, tworząc dość standardową plejadę bohaterów. Siedząc w kinowym fotelu, gdzieś w połowie seansu odniosłem dziwne wrażenie – mimo dużej dawki akcji po prostu się nudziłem. Zakończenie jest przewidywalne od samego początku, jednak w bajkach często ważniejsza jest droga do niego prowadząca i chyba to jest najsłabszą stroną Samolotów. 
 

Animacja stoi na dobrym poziomie, jest kilka całkiem pomysłowo zrealizowanych scen, dobrze udało się też oddać emocje bohaterów, co w przypadku opowieści o przedmiotach ożywionych nie zawsze jest łatwe. Mam jednak wrażenie, że temat samolotów miał większy potencjał i było możliwe stworzenie naprawdę zapierającego dech w piersiach dzieła. Na plus wypada polski dubbing, chociaż nieraz ciężko zrozumieć potok słów wypowiadanych przez bardziej temperamentnych bohaterów. Ścieżka dźwiękowa nie powala na kolana, w głowie został mi tylko główny motyw, który za to bardzo dobrze wpasowuje się w klimat podniebnych gonitw. 

Samoloty, wbrew sloganowi, nie są o niebo wyżej niż Auta. Właściwie to wcale nie są wyżej, raczej zachowują swój własny, umiarkowany poziom, czasem się wznosząc, a czasem nieco opadając. Animacja, ze względu na prostotę scenariusza jest raczej kierowana do młodszych odbiorców i to im głównie można polecić podniebne przygody Dusty’ego i spółki. Na mnie wrażenie wywarły nieco nijakie. Mając na uwadze, że mimo wszystkich wad, jest to wciąż porządnie skrojona animacja dają Samolotom trójkę z plusem. 

-tlen


W znacznym stopniu zgadzam się z poprzednią opinią. Trzeba przyznać, że bajka nie należy do najlepszych, a podczas oglądania zdarzało mi się nudzić.

Akcja stanowi w dużej mierze przeniesienie wydarzeń przedstawionych w Autach w podniebny świat. Podobieństwa można doszukać się nie tylko w tematyce, ale także w charakterach głównych postaci. Wydaje mi się, że dla prawie wszystkich bohaterów którzy towarzyszą Zygzakowi można byłoby znaleźć w Samolotach pasujące do nich odpowiedniki. Odniosłam wrażenie, jakbym wybrałam się do kina nie na nową bajkę, ale raczej powtórkę Aut w innym wydaniu, co momentami bywało irytujące. 

Poza tym Samolotom nic nie mogę zarzucić, ale zarazem nie sądzę, by było w nich coś wyjątkowego. Całość trzyma przeciętny poziom pod każdym względem. Jedynym szczegółem, jaki zasłużył na moją pozytywną uwagę, jest dźwięk. Odgłosy silników wzbijających się w powietrze bohaterów słyszane w kinie momentami wywierały spore wrażenie i pozwalały poczuć wyścigową atmosferę.

Podsumowując, ja również oceniam samoloty na 3+. 

-tlenka

Ocena końcowa: 3+/6

Plusy:
- dźwięk
- dobre oddanie emocji bohaterów

Minusy:
- powtórka z Aut
- przeciętna fabuła

Podobne animacje:
Auta
Auta 2
Samoloty 2