piątek, 19 kwietnia 2013

Astro Boy - recenzja

Dla kogo: dla wszystkich
Kto zrobił: Summit Entertainment
Motyw przewodni: pokonywanie trudności, akceptacja
Rok produkcji: 2009


Sądząc po tytule i screenach oraz zasiadając do oglądania bajki spodziewałam się przewidywalnej, oklepanej już wielokrotnie w innych filmach historii: podróży w kosmos albo czegoś w tym stylu. Tymczasem rzeczywistość okazała się diametralnie inna i już po kilku pierwszych minutach film bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Początkowo akcja rozgrywa się w futurystycznym MetroCity, położonym ponad powierzchnią zaśmieconej Ziemi. Główny bohater, Toby, jest bardzo uzdolnionym matematycznie i fizycznie synem słynnego naukowca dr Tenmy. Chcąc za wszelką cenę uczestniczyć razem z tatą w jednym z projektów badawczych dotyczącym mechaniki kwantowej, pewnego razu Toby podąża za nim do laboratorium i ginie w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Wykorzystując materiał genetyczny i wspomnienia syna, zrozpaczony ojciec postanawia zbudować chłopca-robota, który miałby go zastąpić. Jednocześnie, aby uniknąć powtórki poprzednich wydarzeń, wyposaża go w nadludzkie umiejętności, jak np. działa laserowe w dłoniach i silniki odrzutowe w butach. Jednak taka kopia Tobiego, która odróżnia się od innych robotów ludzkimi uczuciami i wrażliwością, nie spełnia oczekiwań naukowca i szybko zostaje przez niego odrzucona. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale wkrótce w wyniku sytuacji politycznej w MetroCity Astroboy, załamany po odkryciu że jest robotem, a ojciec najchętniej by go wyłączył, popada w poważne kłopoty i musi uratować MetroCity.

Fabule niewątpliwie nie można odmówić oryginalności, chociaż mniej więcej od połowy bajki akcja zaczyna wyraźnie zwalniać. Muszę przyznać, że o ile początek zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, to ostatnie minuty filmu trochę odejmują mu uroku. Podczas oglądania miałam pewną wizję zakończenia, ale w rzeczywistości pomysł twórców na zamknięcie opisywanej historii okazał się zaskakujący i różny od mojego. Nie było to jednak przyjemne zaskoczenie. Szczerze mówiąc pod względem fabularnym końcówka w ogóle nie przypadła mi do gustu, chociaż pewnie jest to kwestia indywidualnych preferencji.

Biorąc pod uwagę walory edukacyjne, bajka znakomicie ilustruje stosunki pomiędzy dr Tenmą i jego nowym synem, w tym przypadku dość skomplikowane. Przed pogodzeniem się z ojcem tytułowy Astroboy musi psychicznie uporać się z początkowym odtrąceniem, natomiast naukowiec zrozumieć swoje błędy i zaakceptować różnice charakteru pomiędzy Tobim a stworzonym przez siebie robotem.

Podsumowując, film nie jest powalający, ale ze względu na oryginalność zdecydowanie należy go zobaczyć. Moja ocena: 4

 -tlenka


Ja też na początku myślałem, że dostaniemy kolejną nieciekawą historyjkę. Po kilkunastu minutach film dawał mi nadzieję na coś więcej, jednak koniec końców dostałem nie-aż-tak-ale-jednak nieciekawą historyjkę. Nie do końca przemyślany scenariusz, próbujący upchnąć chyba zbyt dużo wątków w krótkiej opowieści. Zawiodłem się, zmarnowano tu potencjał na dobrą historię. Moja ocena to gdzieś pomiędzy 3 a 4.

-tlen  

Ocena końcowa: 4-/6

Plusy:
- oryginalność
- walory edukacyjne

Minusy:
- rozwój akcji w drugiej połowie filmu
- zakończenie 

czwartek, 11 kwietnia 2013

Strażnicy marzeń - recenzja

Dla kogo: dla wszystkich
Kto zrobił: Dreamworks
Motyw przewodni: święta
Rok produkcji: 2012



 

Strażnicy marzeń (Rise of the Guardians) zostali w naszym kraju potraktowani dość dziwnie. Otóż jest to produkcja około świąteczna i w tym okresie miała swoja światową premierę. W moim kinie można było animację obejrzeć gdzieś w połowie lutego i choć zima w tym roku trzyma długo, to klimat bałwanków i ozdobionych okien dawno się ulotnił. Jak zatem wypada produkcja Dreamworks, mimo upłynięcia daty ważności?

Jack Frost, główny bohater opowieści, jest typem urwisa, który ma ponadnaturalne zdolności związane z zabawami na śniegu. Jack ma jednak pewien problem – nikt go nie widzi. Jego życie ma się zmienić, kiedy zostaje powołany do wstąpienia w szeregi strażników. Organizacja ta zrzesza między innymi świętego Mikołaja, królika wielkanocnego, czy wróżkę zębuszkę, którzy poza sezonem zajmują się ochrona świata przed ogólnie pojętym złem.  Historia jest całkiem ciekawa i wciąga od początku, ale później traci głębię i zostaje stłamszona akcją. Szkoda, bo dałoby się z tego poskładać piękną opowieść. 

Bohaterowie są za to zmajstrowani całkiem pomysłowo, Mikołaj, na przykład, potrafi dać w czapę, ale nie nadużywa przemocy i widać, że ma też swoją dobroduszną, mikołajową stronę. Podobnie przedstawiony jest wielkanocny królik, a dla kontrastu mamy kobiecą zębową wróżkę i delikatnego piaskowego ludka. Trochę blado wypada na tle postaci drugoplanowych sam Jack Mróz, który jest dość jednowymiarowy i przewidywalny. 

Jeśli chodzi o doznania audiowizualne to Dreamworks prezentuje swój stabilny, wysoki poziom. Animacja jest szczegółowa, pięknie i majestatycznie wyglądają sny w postaci piasku, również dynamiczne sceny prezentują się odpowiednio. Muzyka jest taka, jaka powinna być, nie zgrzyta, jednak brakuje trochę tej magicznej nutki, z wyjątkiem utworu Still Dream, który zasługuje na wyróżnienie.

Czy więc warto? Warto, bo jest to animacja, której właściwie nie można wiele zarzucić, może scenariusz nieco odstaje i nie poczułem tutaj tej magii, na którą zawsze czekam siedząc przed ekranem, ale to wciąż świetnie skonstruowana produkcja, potwierdzająca dobrą formę studia. Mała uwaga odnośnie publiczności - nie pokazywałbym tego filmu najmłodszym, lub szczególnie wrażliwym dzieciakom – pojawiają się elementy straszne i zdarza się, że ktoś czasem w łeb dostanie, dobrze mieć to na uwadze. 

Jeszcze jedno: myślę, że nie warto popełniać błędu polskiego dystrybutora i może lepiej poczekać do grudnia, kiedy spadnie śnieg, wypożyczyć film na blue-ray i cieszyć się klimatem zimy wtedy, kiedy jest na to czas.

Strażników oceniam na 4+ i polecam, bo to jedna z lepszych produkcji 2012 roku.

-tlen


Ze względu na to, że obie bajki zostały wyprodukowane w tym samym roku i wahałam się, na którą z nich wybrać się do kina, przy próbie oceny Strażników nie potrafię uniknąć porównania z Zambezią. I przy tym porównaniu Zambezia wypada naprawdę blado. Muszę przyznać, że Strażników oglądałam z o wiele większym zaciekawieniem. Mogłabym właściwie podpisać się pod powyższą opinią: interesująca fabuła i szaczegółowa animacja, chociaż wcale nie odczułam, aby historia traciła głębię pod koniec. 

Niewątpliwie pomysł na historię przedstawioną w filmie jest dość oryginalny i między innymi dzięki temu wyróżnia się on bardzo pozytywnie na tle większości animacji związanych tematycznie ze świętami. Nie jest to bajka, którą mogłabym zaliczyć do moich ulubionych, ale z pewnością warto ją obejrzeć, do czego bardzo zachęcam. Moja ocena: 4+ 

-tlenka


Ocena końcowa 4+/6

Plusy:
- oprawa audiowizualna
- jedna z lepszych bajek w klimacie świątecznym

wtorek, 2 kwietnia 2013

Na marginesie #1 - co nowego przed wakacjami?


Docelowo na blogu mają znaleźć się recenzje animacji, które wspólnie z tlenką oglądamy, jednak przeglądając ostatnio zapowiedzi, postanowiłem zrobić krótkie podsumowanie tego, co nas czeka w najbliższym czasie. Oto więc pierwszy z postów nazwanych roboczo „na marginesie”, w których znajdzie się wszystko, co nie jest recenzją.


Na początku, bo zobaczymy go w Polsce już 24 maja, przyjrzymy się filmowi Tajemnica Zielonego Królestwa (Epic). Historia ma opowiadać o córce pewnego profesora, który chce udowodnić, że istnieje ukryty przed ludźmi świat miniaturowych istot. Zbiegiem wydarzeń Mary zostaje zmniejszona i trafia właśnie do tytułowego Zielonego Królestwa, gdzie musi pomóc tubylcom, którzy akurat zmagają się z siłami zła, co prawdopodobnie skończy się ocaleniem świata.


Czego więc możemy się spodziewać po Epic ? Film reklamowany jest jako produkcja twórców Rio, czy Epoki lodowcowej. Reżyserem jest Chris Wedge, który, oprócz wyżej wspomnianych ma w swoim dorobku jeszcze całkiem fajne Roboty. Na pewno zobaczymy masę akcji i przygód, nie braknie też standardowych postaci komediowych i mam nadzieję, że dane mi będzie oglądać piękne sceny przedstawiające przyrodę w skali mikro. Czy warto więc czekać ? Cóż, jak zwykle ciężko powiedzieć. Nie jest to raczej historia na miarę Pixara, ale możemy się chyba spodziewać całkiem solidnej produkcji. Tutaj można zobaczyć trailer w serwisie youtube.


Nieco później, 5 lipca, dostaniemy od studia Pixar prequel animacji sprzed… dwunastu lat. Uniwesytet Potworny (Monsters University) to oczywiście kontynuacja, czy w tym przypadku historia przedstawiająca wydarzenia sprzed Potworów i Spółki. Jeśli chce się zostać najskuteczniejszym potworem w firmie, nie można sobie ot tak zacząć straszyć. Niezbędne jest odpowiednie wykształcenie, a najlepszym miejscem, żeby je zdobyć jest oczywiście uniwersytet. Historia opowie nam o początkach przyjaźni Mike’a i Sully’ego, a także przybliży szalone życie na Potwornym Uniwersytecie. 



 Przyznam, że kiedy pierwszy raz dowiedziałem się o Monsters University, byłem dość zaskoczony. To raczej rzadka sytuacja w animacjach, kiedy upłynęło tak dużo czasu między kolejnymi częściami (ok, Bambi zawiesił wysoko poprzeczkę na tym polu) . To niemal pół pokolenia! W dzisiejszych czasach norma to raczej trzy, cztery lata. W niechlubnym okresie Disney kontynuacje każdej lepszej produkcji wypluwał masowo w rocznych, czy dwuletnich odstępach. Do kogo więc jest kierowany Uniwersytet Potworny ? Dzieciaki, jak ja, które widziały część pierwszą, mają teraz po dwadzieścia kilka lat, więc Pixar celuje tutaj w nowy narybek.


Jeśli chodzi o stronę wizualną możemy być spokojni, wytwórnia z Kalifornii przyzwyczaiła nas do pewnego poziomu, poniżej którego nie schodzi i chwała im za to. Jednak to co lubię u Pixara to ciekawe historie (Walle, Odlot, Ratatuj). W przypadku nowych potworów jakoś nie mogę sobie wyobrazić nic innego, niż standardową historię o rywalizacji i przyjaźni, mimo różnic. Mam więc nadzieję, na niemałe zaskoczenie ze strony scenarzystów. Zresztą nie sama historia stanowi o sile filmu, ale to jak jest opowiedziana. Tak czy inaczej ufam ludziom odpowiedzialnym za prequel jednej z lepszych bajek mojego dzieciństwa i wiedząc, że będzie co najmniej dobrze, na pewno wybiorę się do kina spotkać starych znajomych - Mike’a i Sully’ego. Jeden z trailerów można znaleźć tutaj.