sobota, 3 stycznia 2015

Awatar: Legenda Aanga – recenzja

Dla kogo: dla każdego!
Kto zrobił: Nickelodeon Animation Studios (a dokładnie Michael DiMartino i Bryan Konietzko)
Motyw przewodni: przyjaźń, podróż, walka dobra ze złem, dorastanie, kształtowanie własnej tożsamości
Rok produkcji: 2005-2008
W jednym zdaniu: Jeśli masz od 0 do 99 lat, musisz to obejrzeć!


Być może to odważne stwierdzenie, ale Legenda Aanga to najlepsza odcinkowa kreskówka jaką kiedykolwiek oglądałem. W trzech sezonach i sześćdziesięciu odcinkach znajdziemy wszystko czego można oczekiwać po produkcji dla najmłodszych. Wciągająca historia? Jest. Walka dobra ze złem? Jest. Spora dawka humoru? Owszem. Ładna kreska. Jak najbardziej. Ale oprócz tego wszystkiego jest tu o wiele więcej. Rozbudowany świat, pełen ciekawych postaci we wszystkich odcieniach szarości. Bohaterowie o wyrazistych charakterach, którzy zmieniają się pod wpływem wydarzeń. I to, co mnie osobiście urzekło najbardziej – druga, bardziej filozoficzna i refleksyjna strona opowieści.

 
Spójrzmy zatem na zarys fabuły. Mamy świat, w którym żyją cztery plemiona – ziemi, ognia, wody i powietrza. W każdym z nich niektórzy ludzie są obdarzeni magicznymi zdolnościami związanymi z manipulacją danym żywiołem – to benderzy. W każdym pokoleniu rodzi się awatar – osoba zdolna zapanować nad wszystkimi żywiołami. Po śmierci awatar odradza się w kolejnym plemieniu by zapewnić równowagę na świecie. Napięta sytuacja polityczna sprawia, że główny bohater opowieści Aang, już w wieku dwunastu lat, czyli cztery lata wcześniej niż zwykle dowiaduje się o swoim przeznaczeniu i ciążącej na nim odpowiedzialności. Nie mogąc pogodzić się z odseparowaniem od swojego mistrza ucieka na grzbiecie latającego bizona Appy. Nieszczęśliwie natrafia na sztorm i aby ratować życie swoje i swojego przyjaciela tworzy lodowo-wodną barierę, która więzi ich w lodzie na całe sto lat. Młodego Aanga znajduje dwójka rodzeństwa z plemienia wody – władająca magią Katara i jej brat Sokka. Okazuje się, że podczas nieobecności awatara naród ognia podbił większość pozostałych nacji i tylko królestwo ziemi stawia jeszcze opór. Przed przyjaciółmi staje trudne zadanie zaprowadzenia ładu i równowagi na świecie.


Widać, że historia jest całkiem rozbudowana, jak na docelową grupę odbiorców, a to tylko pierwszy odcinek! Scenariusz nie zawodzi i po kilku pierwszych epizodach fabułę śledzimy z zapartym tchem. Warto odnotować, że przez wszystkie trzy sezony Legenda Aanga trzyma równy, wysoki poziom. Wiadomo, są lepsze (dużo) i mniej lepsze (bo gorszych nie pamiętam) odcinki, ale każdy z nich jest interesujący. W kulminacyjnych momentach masowo połykamy kolejne epizody, chcąc poznać dalsze losy bohaterów. Tempo narracji jest bardzo dobre, mamy odcinki spokojniejsze, pozwalające na rozbudowanie więzi między postaciami, jest też wystarczająco dużo akcji, która nie pozwala na nudę przed ekranem. W dodatku twórcy dokonali rzeczy moim zdaniem bezprecedensowej – wykreowali masę bohaterów, z których każdy jest ciekawy. Znacie to uczucie (nie tylko na ekranie), kiedy śledzicie losy swojej ulubionej postaci, po czym autor poświęca sporo czasu komuś, kogo nie lubicie lub jest po prostu nudny (przypomina się Gra o Tron). Cóż, w Awatarze tego nie doświadczyłem, nawet jeśli nie od razu wszystkich polubiłem, to postacie bronią się swoimi charakterami – są po prostu autentyczne. Wspomniałem też o ewolucji bohaterów. Nie jest to jednak tylko krótkotrwała przemiana wywołana wydarzeniami bieżącego odcinka. Tutaj każdy członek „drużyny awatara” przechodzi mniejszą lub większą (nie chcę spojlerować) przemianę, która wynika z jego osobowości, działań i przede wszystkim wpływu jego przyjaciół i przeciwników.


W trakcie poznawania kolejnych odcinków dowiadujemy się coraz więcej o bohaterach, poznając ich przeszłość, co rzuca więcej światła na ich motywy i działania. Zauważamy, że każdy z nich ma nieco inną filozofię życia i w odmienny sposób rozwiązuje problemy. Tutaj właśnie widać siłę Legendy Aanga, która pod warstwą akcji i humoru skrywa coś o wiele ważniejszego – mądre przesłanie, którym można by obdzielić cały szereg animacji. Scenariusz porusza wiele wątków, których nie sposób tu wymienić. Zetkniemy się jednak z problemami różnego kalibru, od typowych dla młodych ludzi, po znacznie trudniejsze tematy. Warto też zaznaczyć, że Awatar nie traktuje ich po macoszemu, ale także nie przytłacza młodszego odbiorcy. Dzięki temu wydarzenia na ekranie skłaniają do refleksji wszystkich widzów, co nieczęsto ma miejsce w podobnych produkcjach. Krótko mówiąc, przy wszystkich swoich pozostałych zaletach jest to bardzo mądra opowieść.


Pamiętam moją pierwszą reakcję na zrzuty z Legendy Aanga – „wygląda jak anime”. No właśnie – wygląda, a nie jest. A przynajmniej nie w klasycznym tego słowa rozumieniu. Bohaterowie są rysowani i animowani podobnie jak w produkcjach z kraju kwitnącej wiśni. Również sam świat zapożycza bardzo dużo z kultury dalekiego wschodu. Architektura, pismo, ubrania, sztuki walki, muzyka, a nawet filozofia – wszystko to tworzy bardzo orientalny klimat, który sprawia, że czujemy się jak w feudalnej Japonii. Klika słów więcej należy się potyczkom, jakie często toczą bohaterowie. Otóż magia w świecie Awatara jest ściśle powiązana ze sztukami walki. Aby przywołać i ukierunkować żywioły benderzy wykonują sekwencje ruchów znane m.in. z Tai Chi czy Kung Fu. Sprawia to, że pojedynki wyglądają bardzo efektownie i nie sprowadzają się do bezmyślnego ciskania w siebie kulami ognia. Bardzo wyraźnie zaakcentowana jest także różnica pomiędzy poszczególnymi żywiołami – i tak na przykład magia powietrza jest bardzo płynna i pełna akrobacji, a magia ognia składa się z  żywiołowych, pełnych energii ruchów. Strona audiowizualna jest kolejnym, mocnym atutem produkcji. Rysunki są bardzo ładne i mają swój charakterystyczny styl, a animacja jest niezwykle płynna i przyjemna dla oka. Muzyka znakomicie wpasowuje się w dalekowschodni klimat i zaskakuje zróżnicowaniem.


Po tej cukrowej lawinie możecie się domyślać, że Awatar ma dużo zalet. Pozostaje zatem pytanie, czy ma jakieś wady. Cóż, coś by się na siłę znalazło. Przede wszystkim trochę wolno się rozkręca i przez pierwsze kilka odcinków można mieć wrażenie, że to kolejna bajka dla dzieciaków. Ogólnie w ciągu tych sześćdziesięciu odcinków trafia się kilka takich bardziej skierowanych do młodszego widza, z większą dawką wygłupów, akcji i humoru. Tak się składa, że spora ich koncentracja występuje właśnie na początku opowieści. Również klimat i kreska nie każdemu mogą podejść, ale to już sprawa indywidualna i ciężko traktować to jak wadę.


Podsumowując, Legenda Aanga to wspaniała produkcja, w którą włożono masę serca, talentu i ciężkiej pracy. W efekcie otrzymaliśmy porywającą przygodę w pięknej oprawie, pełną pomysłowo wykreowanych postaci. Trudno zestawić Awatara z podobnymi animacjami, bo nie spotkałem jeszcze żadnej, która miałaby tak rozbudowany świat i była tak wciągająca. Jednocześnie takie dzieła jak Władca Pierścieni, czy Harry Potter to już inny kaliber. Tak czy inaczej – jeśli macie ochotę na podróż życia i niezapomnianą przygodę – zapraszam do świata Awatara.

- tlen

Ocena końcowa: 6/6

Plusy:
- piękna...
- mądra...
- pełna ciekawych postaci...
- i wciągająca opowieść...
- dla widzów w każdym wieku

Minusy:
- pierwsze odcinki mogą wydawać się dziecinne


4 komentarze:

  1. Ja jestem wprost zafascynowana Aangiem. Bo Korra to już nie to samo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ten serial, jest był i będzie zawsze w moim sercu, wychowałam się na Nim. Genialna produkcja, przez ilość odcinków i dokładnie przedstawione charaktery bohaterów czuję teraz wielką pustkę. Tęsknie za tym serialem, bardzo <3 :((

    OdpowiedzUsuń
  3. ogólnie jest jeden najwiekszy problem i minus tej bajki, po obejrzeniu możesz być pewien że już nic lepszego w sensie bajkowo-serialowym nie zobaczysz i to jest najgorsze, trzeba powracać co pare lat kiedy troche sie zapomni i ponownie przeżyć tą piekną historie, pozdro

    OdpowiedzUsuń