środa, 25 lutego 2015

Mój sąsiad Totoro (Tonari no Totoro) - recenzja

Dla kogo: dla wszystkich
Kto zrobił: studio Ghibli
Motyw przewodni: życie na wsi, magiczne stworzenia
Rok produkcji: 1988
W jednym zdaniu: Familijna klasyka studia Ghibli w najlepszym wydaniu.


Myślę, że są tylko dwie sytuacje, w których stojąc na przystanku oddajesz swój parasol przerośniętemu chomikowi, który w zamian obdarowuje Cię paczką magicznych żołędzi, po czym odjeżdża w siną dal koto-autobusem. Pierwsza z nich to fatalna pomyłka w doborze lekarstw, druga – właśnie oglądasz animację studia Ghibli. Na wstępie zaznaczę, że oglądając Mojego sąsiada Totoro większość filmów wspomnianego studia miałem już odhaczoną na swoim rozkładzie. Spore grono widzów zetknęło się z tą produkcją w początkach swojej przygody z japońskimi animacjami więc jest to dość nietypowa sytuacja, która nie pozostała bez wpływu na mój odbiór Totoro, o czym za chwilę.

Mając na uwadze pozostałe dzieła studia z kraju wschodzącego słońca i czytając opisy Totoro myślałem, że będzie to produkcja przeznaczona głównie dla najmłodszych, pełna magicznych stworzeń i tajemniczych bóstw. Okazało się jednak, że ani jedno, ani drugie stwierdzenie nie jest do końca prawdą. Zacznijmy zatem od fabuły. Jesteśmy w wiejskiej Japonii, gdzieś w połowie dwudziestego wieku. Telefon jest w domach rzadkością, po wodę trzeba chodzić do studni, a dni mijają głównie na pracy w polu. Profesor Kusakabe wprowadza się do starego, opuszczonego domu, aby być bliżej przebywającej w szpitalu żony. Zabiera ze sobą córki –jedenastoletnią Satsuki i czteroletnią Mei. To właśnie dziewczynki są głównymi bohaterkami opowieści. Wraz z nimi poznajemy wioskę i jej mieszkańców. Szybko okazuje się, że okolica jest dość niezwykła – w domu mieszkają susatawari – małe duszki podobne do kłębków kurzu. Dodatkowo po ogródku przechadzają się chomikowate stworzenia, które najwyraźniej czują się tam jak u siebie. Wszystkie te niezwykłe kreatury poznajemy jednak powoli, odkrywając je wraz z bohaterkami. Nie zostajemy więc wrzuceni do innego świata jak na przykład w Spirited Away, lecz jest on gdzieś na granicy naszego i czasami tylko przenikają się one nawzajem. Taki zabieg sprawia, że wątek fantastyczny, mimo swojej wyraźnej obecności nie przysłania innych aspektów opowieści.


Oglądając Totoro szybko nasiąkamy wiejsko-sielankowym klimatem, który nie opuszcza nas do samego końca. Jeśli ktoś z Was wyjeżdżał w dzieciństwie na wieś poczuje pewnie też znajomą nutkę nostalgii, która często towarzyszy filmom Miyazakiego. Również oprawa graficzna potęguje to wrażenie poprzez zastosowanie łagodnych pastelowych barw. Wystarczy tylko spojrzeć na zamieszczone kadry, aby przekonać się, co mam na myśli. Styl taki stał się charakterystyczny dla studia Ghibli i można spotkać go w wielu późniejszych produkcjach. Nie tylko kreska , ale również dobór ujęć i sposób animowania postaci tworzą wyjątkowy klimat opowieści. Animacji właśnie chciałbym poświęcić kilka dodatkowych słów. Każdy, kto widział przynajmniej klika produkcji opatrzonych logiem Totoro wie, że element ten stoi zawsze na wysokim poziomie. Tutaj jednak oprócz wizualnej perfekcji mamy jeszcze całą gamę ciekawych zabiegów. Interesujący jest na przykład kontrast jaki widać w przedstawieniu dziewczynek i dorosłych. Bohaterki są pełne energii i to widać w ich ruchach. Niemal cały czas są w biegu, wszędzie ich pełno, zupełnie tak jak w przypadku prawdziwych dzieci. Na przykład Mei wbiegająca po schodach korzysta z rąk w takim samym stopniu jak z nóg - dbałość o takie szczegóły sprawia, że postacie stają się bardzo wiarygodne i zanim się spostrzeżemy, już będziemy spoglądać na świat ich oczami. Zarówno animacja jak i sposób prowadzenia kadrów, oprócz opowiadania historii pełnią tutaj ważną rolę w potęgowaniu nastroju. Nie sposób przecenić tutaj również roli ścieżki dźwiękowej skomponowanej przez Joe Hisaishiego, który jest najczęściej wykorzystywanym przez Miyazakiego muzykiem.


Wszystkie elementy Tonari no Totoro składają się na jego największą zaletę  - niesamowity klimat. Nie oszukujmy się – to nie fabuła jest tu najważniejsza, wszak podczas seansu nie doświadczymy przełomowych wydarzeń, czy zwrotów akcji. W konsekwencji także rozwój postaci jest marginalny. Cała opowieść zawiera się w kilku dniach i jest jedynie epizodem z życia bohaterów, dość wyjątkowym, ale jednak nie przesadnie ważnym, zwłaszcza jeśli spoglądamy na świat oczami dziewczynek. Efektem tego jest wyjątkowy, spokojny, okraszony odrobiną magii klimat, który w mig wprawi nas w dobry nastrój przywodząc na myśli długie letnie dni i ciepłe noce. Na mnie Totoro zadziałał tym bardziej, że zupełnie nie tego się spodziewałem. Przed seansem myślałem, że dane mi będzie obejrzeć Spirited Away w wersji beta (zwłaszcza po rzucie oka na kadry), a mimo niewielkich podobieństw otrzymałem produkcję w zupełnie innym tonie.

Podsumowując – Mój sąsiad Totoro, to bardzo przyjemna, ciepła animacja przeznaczona dla widzów w każdym wieku. Jest to również dobry film dla widzów nieco opornych na japońskie produkcje, co nie dziwi biorąc pod uwagę, że był to pierwszy większy sukces studia Ghibli na zachodzie. Nie ma tutaj co prawda wartkiej akcji, czy pokładów humoru, jednak wspaniały klimat i nutka nostalgii sprawiają, że jest to dzieło ponadczasowe, które można polecić każdemu.

- tlen


Ocena końcowa: 5,5/6

Plusy:
- świetny sielankowo-magiczny klimat
- dobrze wykreowani bohaterowie
- piękna kreska i animacja

Minusy:
- niewiele się dzieje, więc miłośnicy wartkiej akcji mogą się rozczarować

Podobne animacje:
Spirited Away



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz