wtorek, 28 lipca 2015

When Marnie was there (Omoide no Marnie) - recenzja

Dla kogo: dla trochę bardziej cierpliwych
Kto zrobił: Studio Ghibli
Motyw przewodni: przyjaźń, radzenie sobie z problemami, tajemnica
Rok produkcji: 2015
W jednym zdaniu: Spokojna historia o przyjaźni i zrozumieniu


Według doniesień i plotek całkiem możliwe, że When Marnie Was There jest ostatnim filmem studia Ghibli. Wiele miało zależeć od jego sukcesu komercyjnego, mówi się, że studio nie radzi sobie najlepiej finansowo, że potrzebna jest gruntowna restrukturyzacja. Po kolejnym (tym razem już podobno ostatnim) odejściu na emeryturę Hayao Miazakiego Japończycy ogłosili tymczasowe wstrzymanie produkcji. Sytuacja nie wygląda więc najlepiej, ale w świecie kinematografii wszystko jest możliwe. Jeśli jednak historia wytwórni spod znaku Totoro miałaby się zakończyć po trzydziestu latach i dwudziestu filmach, gdzie w tym bogatym dorobku plasuje się dzieło Hiromasy Yonebayashiego? Czy jest to najlepsza produkcja studia? Najbardziej poważna? Najładniejsza? Na te i inne pytania spróbuję odpowiedzieć w poniższym tekście.


Zacznijmy zatem od strony fabularnej. Anna jest chorowitą dwunastolatką mieszkającą w Sapporo ze swoimi przybranymi rodzicami. Dziewczynka ma dość poważną astmę, przez którą niezbyt dobrze dogaduje się z rówieśnikami. Pewnego dnia po ataku choroby rodzice postanawiają wysłać Annę do swoich krewnych na wieś, gdzie czyste powietrze ma ulżyć młodej bohaterce. Niedługo po przybyciu dziewczynka odkrywa, że jest w dziwny sposób zafascynowana starą, zaniedbaną posiadłością, zbudowaną w europejskim stylu. W końcu wybiera się zbadać opuszczony budynek, lecz zostaje uwięziona przez przypływ. Gdy wreszcie dzięki pomocy małomównego rybaka udaje jej się wydostać, dostrzega, że pomieszczenia w domu są oświetlone, a sama posesja wygląda na wyremontowaną i zamieszkaną. Wkrótce Anna spotyka energiczną blondwłosą dziewczynkę o intrygująco brzmiącym imieniu… Trzeba przyznać, że ten opis bardziej pasowałby do horroru, niż animacji skierowanej przecież również do młodych widzów. Nie ma się jednak czego bać – nutka tajemnicy sprawnie prowadzi nas w głąb opowieści i chociaż początek pod względem fabularnym jest dość powolny, to później historia naprawdę wciąga i trzyma w napięciu. Im dalej w film tym więcej pojawia się pytań i tym bardziej jesteśmy ciekawi rozwiązania akcji. Zresztą w filmach Ghibli nawet, kiedy nic się nie dzieje, to zwykle i tak bardzo dobrze się je ogląda, co jest oczywiście zasługą niezmiennie wysokiego poziomu pozostałych elementów. Nie inaczej jest w Omoide no Marnie.


Główny ciężar opowieści spoczął na barkach dwóch bohaterek – Anny i oczywiście tytułowej Marnie. Anna nie od razu wzbudziła moją sympatię lecz w trakcie opowieści przekonałem się do niej, głównie dzięki jej autentyczności. Poza tym to jej oczami spoglądamy na świat i to z nią odkrywamy tajemnice nadmorskiej posiadłości. Marnie jest w pewnym stopniu przeciwieństwem Anny – radosna, otwarta, towarzyska. Dziewczyny szybko znajdują nić porozumienia, mimo iż pozornie niewiele je łączy. Ich nieco dziwna relacja wraz z tajemnicą Marnie jest główną osią fabuły i mimo jak zwykle oszczędnego nakreślenia postaci obserwujemy ją z zainteresowaniem. Mamy do czynienia z typowym dla Ghibli sposobem opowiadania – brak tutaj wprowadzenia, przedstawienia postaci, czy nadmiernego rozwijania pobocznych wątków. Cała historia jest jak zdjęcie w albumie, krótki kawałek filmu czy pojedyncze wspomnienie – po prostu przez jakiś czas podążamy za Anną, obserwujemy wydarzenia z jej życia, widzimy i słyszymy to co ona, bez wszechwiedzącego narratora i informacji spoza kadru. Buduje to wrażenie autentyczności i pewnej swojskości obrazu, nie wiemy co znajduje się w głowie głównej bohaterki, reżyser zamiast opowiadać nam dokładnie co się dzieje, pokazuje jedynie poszczególne sceny i zostawia nas z własnymi przemyśleniami. Przyznam, że osobiście jestem zwolennikiem takiego rozwiązania i to nie tylko w animacjach, lecz właściwie również w każdym innym medium. Tak czy inaczej, jeśli lubicie styl znany z bardziej obyczajowych produkcji japońskich animatorów na pewno się nie zawiedziecie.


Jeśli odstawimy na bok elementy fantastyczne takie jak bóstwa czy magiczne stworzenia, Omoide no Marnie jawi się jako flagowy przykład produkcji studia Ghibli. Mamy ciekawską bohaterkę, która trafia do wiejskiej, sielankowej okolicy. Mamy sympatycznych, wyrozumiałych bohaterów drugoplanowych. Nutka tajemnicy? Jest. Spokojna narracja? Jak najbardziej. Nienatrętny morał? Oczywiście. Odrobina nostalgii? Obowiązkowo. Wszystkie składniki gulaszu na swoim miejscu, jednak znów podane w innym sosie i z innymi przyprawami smakują znajomo a jednak wyjątkowo. Myślę zresztą, że fanów japońskiej animacji do seansu nie muszę przekonywać. A co jeśli nie podobały Wam się poprzednie filmy tokijskiego studia? Cóż, jest szansa, że Marnie jednak Was oczaruje. Wydestylowana z „dziwacznych” elementów stanowi dobrą propozycję na początek przygody z dorobkiem studia. Z drugiej strony dla zagorzałych fanów Spirited Away może być trochę zbyt normalnie i zwyczajnie nudno, zwłaszcza na początku.

O stronie audiowizualnej nie muszę chyba wiele pisać, prawda? Kunszt animatorów jest niezmienny jak wschodzące słońce. Wieloletnie doświadczenie widać w każdym kadrze, cieniu i ruchu postaci. Warto zwrócić szczególną uwagę na malownicze sceny z udziałem nadmorskiej posiadłości, zwłaszcza w zmieniających się porach dnia. Rysownicy po raz kolejny bezbłędnie oddają urokliwy nastrój wiejskiej miejscowości budując wspaniały klimat. Na polu technicznym dostajemy dokładnie to, czego od Ghibli oczekujemy – perfekcję. Nie sterylną, wykalkulowaną, lecz pełną talentu i polotu. Magiczną.


Jak w takim razie wypadła by Marnie, gdyby okazało się, że rzeczywiście zostanie ostatnim filmem studia? To bez znaczenia. Mogłaby być równie dobrze pierwszym, piątym, czy setnym. Jest to kolejna piękna i poruszająca opowieść w oszczędnych słowach przekazująca ważne i prawdziwe lekcje. O tym, że nie wszystko jest takie, jak wygląda na pierwszy rzut oka. O tym, że łatwo kogoś zranić i bardzo trudno takie rany, własne lub cudze wyleczyć. Wreszcie o tym, że nie da się żyć bez innych. Każdy znajdzie tu morał dla siebie – w końcu jak każdy film Ghibli, Omoide no Marnie traktuje przede wszystkim o ludziach.

- tlen

Ocena końcowa: 5+/6

Plusy:
- klimat
- oprawa
- intrygująca historia
- mądra i emocjonalna opowieść

Minusy:
- dla niektórych nieco nudny początek

Podobne animacje
Szept serca
Makowe wzgórze


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz